Po rytuale saunowym właściwie nie potrzebuję
żadnych zabiegów. Moja skóra jest nadal gładka i delikatna, a
chciałam coś dla Was przetestować i coś opisać. Z takim zamysłem
weszłam do SPA i poprosiłam Anię o radę.
- OK, skoro jesteś taka idealnie gładka, to może zróbmy coś z twoją twarzą – odpowiedziała.
- Co jest nie tak z moją twarzą??? - zapytałam zdziwiona. Owszem, nie mam już osiemnastu lat i, owszem, może nie dbam o nią tak jak powinnam ale żeby aż tak? - To może jakiś przeszczep? - Zażartowałam niepewnie.
- Doskonały pomysł – skwitowała mnie Ania – ale zanim przejdziemy do tak drastycznych środków, proponuję ceremonię na twarz. Łuszczy ci się delikatnie skóra na czole. Zastosujemy linię kosmetyków do cery wrażliwej, które odżywią, nawilżą cerę i złagodzą podrażnienia.
Przestałam
się droczyć i w duchu przyznałam Ani rację. Od razu
przystąpiłyśmy do dzieła. Po szybkim demakijażu nałożyła mi
„coś” na twarz. Poprosiłam o objaśnienie, aby móc dokładniej
Wam to opisać. Okazało się, że jest to peeling. Dziwne, nie
jestem ekspertem i do tej pory myślałam, że peeling musi być
szorstki, żeby, mówiąc dobitnie, zedrzeć wierzchnią warstwę
skóry. Okazało się, że owszem, tak działa peeling mechaniczny,
ale może być też peeling enzymatyczny, który rozpuszcza martwą
warstwę naskórka. Co ciekawe, peeling nałożony w postaci maski
zastygł i Ania zdjęła go w jednym kawałku, po czym przystąpiła
do masażu twarzy przy pomocy galaretki ryżowej. Bardzo lubię
galaretki, ich świeżość i konsystencję, ale w połączeniu z
masażem twarzy to już prawie raj.
Masaż trwał chyba około pół
godziny i był tak niesamowicie odprężający, że polecam go
wszystkim z pełną odpowiedzialnością. Masaż ciała jest zawsze
cudowny, ale masaż twarzy go przebija całkowicie. Nie wiem, czy na
pewno poprawia owal twarzy lub ujędrnia (po zabiegu mój owal
pozostał bez zmian ;-), ale relaksuje maksymalnie. Po masażu
przyszedł czas na matującą maseczkę ziołową i tutaj zdziwienie:
przyzwyczaiłam się już do „egzotycznego” składu kosmetyków.
Zawsze pytam co się w nich znajduje i dowiaduję się o ekstraktach
z papai i passiflory, proszku z lotosu i nektarze z kiwi. A tym
razem? Pietruszka, koper, bazylia... swojskie zioła najlepiej
rozjaśniają przebarwienia i ściągają pory (ha ha, uwielbiam to
określenie...). Po maseczce Ania wmasowała mi w skórę łagodzący
krem.
Jeśli
miałabym jednym słowem skwitować ten zabieg, to stwierdziłabym,
że polecam gorąco, najbardziej ze względu na genialny masaż. To
był najprzyjemniejszy masaż, jakiego w życiu doświadczyłam.