wtorek, 8 lipca 2014

Na naukę nigdy nie jest za późno

Niedawno świętowaliśmy z mężem siódmą rocznicę ślubu. Sprawdziłam sobie jak nazywa się siódma rocznica. Okazuje się, że miedziana lub wełniana. Przestraszyłam się, że jeśli mąż się o tym dowie, to dostanę w prezencie wełniane skarpety ;-) Do diamentowych i brylantowych godów jeszcze nam trochę brakuje, wtedy mogłabym marzyć o biżuterii.

W romantycznych okolicznościach mąż wręczył mi piękną, ozdobną kopertę. Kamień spadł mi z serca widząc że skarpety się do niej na pewno nie zmieściły. Okazało się, że o nazwach rocznic ślubu mąż nie ma bladego pojęcia i dostałam od niego świetny prezent, a mianowicie voucher na kurs masażu dla dwojga.

Zarezerwowaliśmy sobie termin w piękny piątkowy wieczór i wybraliśmy się do Dworu Elizy. Powitał nas wspaniały chłód panujący w kamiennych, nastrojowych gabinetach. Doskonała odmiana po upale panującym za oknami. Przy blasku świec Pani Ewa pokazała nam krok po kroku, jak powinien wyglądać masaż i na co powinniśmy zwracać uwagę, by był on maksymalnie przyjemny i przynoszący ulgę napiętym mięśniom. Szybko okazało się, że to co do tej pory wykonywałam na mężu i nazywałam szumnie masażem było raczej nieporadnym „mizianiem pleców”. Niesamowite jak wielu istotnych rzeczy można dowiedzieć się w ciągu godziny. Teraz już wiem, jaka powinna być kolejność ruchów, ich natężenie i właściwa technika.

Po powrocie do domu testujemy i testujemy zdobytą wiedzę, by niczego nie zapomnieć. W sumie ten mój mąż to sprytna bestia. Dostałam genialny prezent z którego jestem niezwykle zadowolona, ale to przecież on ma z tego prezentu najwięcej przyjemności. Na kim miałabym trenować jak nie na nim?

Przy okazji sprawdziłam jakie rocznice ślubu czekają mnie w najbliższych latach. Blaszana, gliniana, cynowa, stalowa... Nie będę na razie informować męża, że w ogóle rocznice ślubu mają jakieś nazwy. Oświecę go dopiero na trzydziestą rocznicę – perłową, później będzie rubinowa, diamentowa... Tylko czy on wytrzyma ze mną tyle lat?